Pewnie nie wszystkim się spodoba, ale ja go lubię. Jest wesoły - jak mi smutno, to się nim maluję :)
Tusz zrobiłam z receptury podanej w kolorówkowym zestawie gotowym. Zauważyłam, że proporcje różnią się nieco od poprzednich. Śledztwo (mail do kolorówki) wykazało, że receptura została zmieniona z powodu wprowadzenia do sprzedaży nowych, węższych pojemniczków. Tusz jest teraz nieco rzadszy niż z poprzedniego przepisu, ale nie jest to wada a raczej zaleta. Odnoszę wrażenie, że zdecydowanie lepiej się go "nosi" i łatwiej napełnia pojemniczki.
Przepis na maskarę poniżej.
faza A (wodna) – zlewka 25ml
- woda destylowana – 13,5 g
- D-pantenol – 1,5 g
- gliceryna roślinna– 0,8 g
- konserwant FEOG – 3 krople
- olej rycynowy – 1,33 g
- wosk pszczeli biały – 1 g
- emulgator o/w – 1 g
- alkohol cetylowy – 1 g
- wosk Candelilla – 0,5 g
- Złoty olej Jojoba – 0,33 g
- pigment – 1,8 g
- guma ksantanowa transparentna – 0,05 g
- dimetikon – ok. 1 g
- puder jedwabny – ok. 0,1 g
Tusz wykonałam dokładnie tak samo jak poprzedni - wykonanie (bo ilości oczywiście nieco inne), krok po kroku znajdziecie tu: http://kosmetyki-naturalne.blogspot.com/2010/11/tusz-do-rzes-masara.html.
Gotową bazę tuszową podzieliłam na 3 "równe" części (materiału z tej proporcji jest zdecydowanie więcej niż na 2 tusze potrzeba) i do każdej domieszałam inne pigmenty. Do pierwszej standardowo czarny tlenek żelaza (0,6g), do drugiej błękit ultramarynowy (0,6g), a do trzeciej zieleń chromową i hydratyzowaną zieleń chromową (po 0,3 g każdej).
Następnie załadowałam do pojemniczków po ok. 6 g (sprawdzam sobie na wadze ile już tam udało mi się wcisnąć). To bezpieczna ilość, włożenie szczoteczki nie powoduje, że tusz wyłazi na zewnątrz.
A zielony tusz prezentuje się tak:
Przyznam, że w naturze widać to troche lepiej. Ja mam rzęsy jasne. Boję się że na ciemnych barwa mogłaby nie być tak dobrze widoczna. Choć chodzi mi jednak po głowie pomysł, jak sobie z tym dać radę - ale pewnie trochę minie nim go sprawdzę. Pewnie dopiero przy kolejnym robieniu tuszy, a efekt sprawdzę na czarnorzęsej koleżance :)
Przyznam, że te dwa kolory, zielony i niebieski oraz ich mix, zdecydowanie bardziej przypadły mi do gustu niż fiolety zrobione wcześniej. W tamtych wyglądałam jakbym miała jakiś stan zapalny oka. Zupełnie te kolory do mnie nie pasowały, choć pewnie znalazły by się takie osoby, którym by się spodobały.
Tuszy wykonywanych samodzielnie używam już ponad rok. Są to jedyne tusze, które stosuje, ze względu na silne uczulenia na wszelkie kupne kosmetyki. Nawet tusze kupowane w aptekach, do super wrażliwych oczu, po 120 zł za 10 ml wywoływany niestety podrażnienia po drugim, trzecim stosowaniu. W rezultacie mogłam się malować raz na dwa tygodnie (bo trzeba było zaleczyć podrażnienie), tusz wysychał po 3-4 miesiącach, więc cała inwestycja należała do wyjątkowo nieopłacalnych.
Ale do rzeczy... Zauważyłam, że wydłużyły mi się rzęsy. I to nie to, że mi się wydaje, że są dłuższe, tylko zaczęłam nimi zahaczać o szkła okularów, w których prowadzę samochód (okularów nie zmieniałam, bo to polaroidy całkiem dobrej jakości i używam ich tylko w samochodzie, nie wolno ich wynosić, mają być nie podrapane!:).
Faktem jest, że nie mogę jednoznacznie stwierdzić, że to zasługa tusz, bo używam różnorakich kremów, serum itp. Być może w którymś jest coś, co te rzęsy pielęgnuje.
A tak na marginesie... Czy wasz Word też nie zna słowa maskara i namiętnie poprawia go na masakra???
Bardzo fajne :)
OdpowiedzUsuńdziękuję :)
UsuńBardzo oryginalny, nienachalny efekt. Eko-makijaż, który faktycznie wygląda bardzo naturalnie. ;)
OdpowiedzUsuńBardzo fajny efekt, niestety ja mam rzęsy naturalnie czarne i pewnie efekt nie byłby widoczny :(
OdpowiedzUsuń