niedziela, 24 maja 2015

Oleje, olejki, zbawienne olejki!


Zawsze z nastaniem pierwszych cieplejszych dni moja sucha zazwyczaj buzia staje się odrażającą, łuszczącą się suchą gębą :) Łuszczy się przy nosie, na czole, na brodzie i przy ustach. Makijaż tylko pogarsza sprawę bo uwydatnia te okropności. Nie wiem czemu się tak dzieje, przecież jeszcze jej nie przesuszyłam jej  słońcem, jeszcze nie jeżdżę w klimatyzowanym samochodzie, nie siedzę w klimatyzowanych pomieszczeniach… Zwalam to na zbyt intensywne rozpoczęcie sezonu rowerowego. Od pierwszych ciepłych chwil wsiadam na rower  i pedałuję bez opamiętania, czasem po 40 kilometrów dziennie. Nie mam czasu jeść, nie mam czasu pić bo cały czas coś mnie gna. I to chyba ten smagający buzię wiatr zwyczajnie jej nie służy!

Postanowiłam dopieścić moją skórę i zrobiłam sobie krem specjalnie przeznaczony do cery przesuszonej, o ten: 




W linku znajdziecie bardzo dokładne opisy każdego ze składników, jego właściwości i przeznaczenie.


A czemu ja go wybrałam? Bo „został stworzony z myślą o cerze przesuszonej słońcem, zabiegami pielęgnacyjnymi czy przebywaniem w pomieszczeniach klimatyzowanych. Nawilża, rewitalizuje i uelastycznia naskórek…” O rowerze nie wspomnieli ale i tak postanowiłam zaryzykować :)  Zawiera chyba najciekawszy zestaw olejków spośród kremów jakie już sobie wcześniej robiłam. Olej z kiełków pszenicy nadaje przyjemny acz nietypowy zapach, olej z nasion baobabu jawi się magicznie niczym przygody Małego Księcia , olej z pestek arbuza to jakby zwiastun mojego ulubionego letniego przysmaku… Macerat z nagietka lekarskiego od zawsze kojarzy mi się z gojeniem i łagodzeniem skóry. I jeszcze liposomowy ekstrakt nawilżający z  wyciągów roślinnych - z arali bezbronnej, lnu zwyczajnego oraz nasturcji większej, żel hialuronowy znany wszem i wobec, kolagen i elastyna, d-pantenol -  to też chyba każdy kojarzy oraz  hydromanil, który reguluje proces złuszczania naskórka i prowadzi do poprawy wyglądu skóry… i o to właśnie chodzi. Swoją drogą słowo hydromanil brzmi jakoś złowrogo ale to mylące bo jest substancją pochodzenia naturalnego.


Ten akurat krem jest bardzo w prosty w wykonaniu. Nie potrzeba do niego żadnych dodatkowych fiolek, mieszadełek… Wszystko jest w zestawie. Są kremy, które wymagają podgrzewania, szklanych zlewek… ich wykonanie też nie jest trudne, postaram się kiedyś opisać też i tę trudniejszą wersję kremu.


Wracając do mojego kremu, wykonanie jest proste!

Tak wygląda paczuszka jeszcze przed rozpieczętowaniem:


Wszystkie półprodukty, instrukcja, opisy składników oraz potrzebne akcesoria:


Zaczynamy od wlania wszystkich olejków do zlewki, cierpliwie trzeba czekać aż do końca spłyną, ja sobie je opieram o zlewkę i idę zrobić kawę:


 





























Następnie dolewamy zagęstnik, dokładnie mieszamy, ja pomagam sobie spieniaczem do mleka, z którego zdjęłam sprężynkę, nie tym samym co przed chwilą robiłam mleko do kawy, mam osobne mieszadełko tylko do kosmetyków:









Teraz wlewam wodę demineralizowaną do docelowego słoiczka na krem, słoiczek jest w zestawie:







Następny krok to połączenie wymieszanych wcześniej olejków i zagęstnika z wodą. Wlewa się olejki do wody, nie odwrotnie. Mieszamy intensywnie, ja już mieszam dołączoną bagietką bo krem staje się gęsty i mieszadełko nie wyrabia:



Krem z początku nie ma zachęcającego wyglądu ale szybko się wyrównuje:





Teraz wlewamy żel hialuronowy. Trzeba cierpliwie potrząsać buteleczką kilka razy i za każdym razem wyleci jeszcze całkiem sporo żelu: 



Wlewamy D-pantenol Nie przestraszcie się jak krem znów będzie wyglądał jak zważony, to się zaraz wyrówna:



Teraz hydromanil:




Liposomowy ekstrakt nawilżający:




Kolagen i elastyna:


I na koniec konserwant. Można go dodać lub nie, ja dodaję i się nie boję :) Różnica jest taka, że z dodatkiem konserwantu krem jest dobry przez 6 miesięcy i może stać w szafce w łazience. Bez konserwantu krem jest dobry dwa tygodnie i trzymać go trzeba w lodówce:


Gotowy krem:





Mała podpowiedź na koniec: zbliża się Dzień Mamy, warto mamom sprawić taki rozpieszczający krem, a fakt, że jest zrobiony własnoręcznie przypomni sentymentalne czasy jak szliśmy do mamy z pomiętą laurką :)

Pozdrawiam wiosennie!